Przynajmniej na blogu. Odkąd ostatni raz udało mi się coś dodać minęło dwa miesiące i przyznaję bez bicia, że po części nic nowego nie ma z mojego lenistwa. Bo mimo wszystko od maja udało mi się cokolwiek zrobić. Przynajmniej jeśli chodzi o bawienie się papierem, bo nad powrotem do fotografowania wciąż pracuję. Chociaż imm udało się mnie jakiś czas temu wyciągnąć na makową sesję, więc moją pstrykającą zdjęcia siostrę będzie można zobaczyć po drugiej stronie obiektywu.
Koniec gadania – przystępuję do prezentacji. Dzisiaj w programie album 10×20, który jakiś czas temu zrobiłam dla swojego Ł. Jakiś czas temu to znaczy w okolicach Dnia Dziecka, ale jakoś nie mogłam się zebrać żeby go umieścić. Oczywiście jako prezent został odpowiednio zapakowany.
I cały album (zaczynając od przedniej okładki a kończąc na odwłoku). Papier na okładce to jeden z moich ulubionych, z racji wyglądu drewna – zakupiony u Endiego. W resztę papierów, które użyłam wzbogaciłam się podczas naszej lubelskiej kolorowej wymiany – jak można w albumie zauważyć ja wybrałam sobie żółty.
I zbliżenie na detale na okładce:
I środek:
I odwłok:
Ze spraw bardziej przyziemnych – od początku czerwca cieszę się wakacjami, w tym roku wyjątkowo długimi, bo trwającymi aż do października. A od października będę studentką budownictwa.